sobota, 20 września 2014

Rozdział 3- Złamana Przysięga

Lucy szła właśnie w stronę Mystic Grilla ramię w ramię z Everly, która, mimo iż nie była specjalnie przekonana do pomysłu Lucy, to jednak nie miała zamiaru zostawić przyjaciółki samej. Lucy jednak od razu zauważyła na twarzy przyjaciółki niepewność. Bo wiedzieć trzeba, iż faktem jest to, że plany Lucille nigdy nie kończyły się dobrze, żeby nie mówić, że parę razy prawie przez nie umarli. Dlatego też zawsze Hayden zawsze odwodził Lucy od tych pomysłów. Teraz jednak go nie było i Everly wiedziała, że nie uda jej się odwieźć Lucy od pomysłu samodzielnego polowania. Za dobrze znała Lucy, żeby pomyśleć, że po czymś takim, co stało się kilka dni temu, uda się ją jeszcze odwieźć od czegoś tak ekstremalnego jak zemsta na wampirze. To było po prostu niemożliwe.
Lucy za to rozmyślała o dawnych czasach, mimo iż ze każde wspomnienie Haydena pluła sobie w brodę. Przypominała sobie, kiedy to z Everly i Haydenem byli królami Akademii Łowców w Los Angeles. Co to były za czasy! Wtedy żadne z nich nie widziało w ich zajęciu nic niebezpiecznego. W zabijaniu wampirów widzieli jedynie zabawę. No, ale wtedy to była zabawa. Bo jak tu nazwać ekstremalnym przeżyciem walkę czterech wyszkolonych łowców z jednym młodym wampirem? Kiedy mieli po piętnaście lat, czyli nie znowu tak dawno temu, plaga wampirów była wręcz niewidoczna. W milionowym Los Angeles było ich najwyżej tysiąc, a samych łowców trzy razy tyle. Jednak dwa lata temu stało się coś, co łowcy nazywają Epidemią. Liczba wampirów w większych miastach wzrosła ponad dziesięciokrotnie, a łowcy padali jak muchy, w takim wysypie. Nie widomo z czego wzięła się ta Epidemia, ale Lucy twierdziła, że to zapewne przez powrót Pierwotnych, a szczególnie tego całego Klausa, na którego ich Instytut bez skutków poluje przez lata. Oczywiście do polowań na Pierwotnych nigdy nie została zaliczana Lucy, ani żadne z jej przyjaciół. Na Pierwotnych polowali członkowie Rady, a w tym matka Lucille, jednak wcale nie pomagało to, że Pierwotni zakładają z innymi wampirami mniej lub bardziej chciane sojusze i są strasznie sprytni.
I takim właśnie sposobem Lucy stała się potworem w wieku siedemnastu lat. Dzieciństwa nigdy nie miała, bo tego nigdy nie miała. Ciężko mieć normalne dzieciństwo kiedy zamiast uczyć się matematyki, chemii itp. uczysz się rzucania kołkami i mieszania zabójczych mieszanek werbeny. Ale mimo to starała się pozostawać normalna, jednak wraz z Epidemią każdy z łowców musiał stać się bezwzględny. Lucy jednak nie potrafiła się taką stać. Stała się potworem dopiero, gdy w walce z wampirami zginęła jej młodsza siostra- Katina i jej ojciec. Wtedy właśnie stała się najskuteczniejszą łowczynią z młodego pokolenia. Coś w niej po prostu pękło, ale teraz, kiedy przez te bestie straciła kolejną ważną dla niej osobę, była jeszcze bardziej zawzięta niż wcześniej.Wiedziała, że nie odpuści, póki nie zgładzi tego wampira.
W tym momencie zadzwoniła komórka Lucy. Dziewczyna wyciągnęła zza skórzanej kurtki dotykowego samsunga i odebrała telefon od dobrze znanego numeru.
- Halo?
- Lucy?! Lucy gdzie jesteś? Wiem wszystko! Czy Everly też przeżyła? Wracajcie natychmiast!- wrzeszczała do słuchawki rozgorączkowana matka Lucy. Lucy już tak długo unikała telefonów od niej, że uznała, że trzeba w końcu odebrać. 
- Tak, Everly jest ze mną, ale skąd wiecie co się stało?- zapytała zdziwiona brunetka.
- Z gazet. Wszędzie piszą o zuchwałym mordzie nastolatków w Mystic Falls- odpowiedziała i zrobiła krótką przerwę.- Macie natychmiast wracać do Instytutu!
Lucy westchnęła przeciągle.
- Poczekaj chwilę- powiedziała Lucy do Everly zasłaniając słuchawkę dłonią, po czym oddaliła się za jeden z budynków. Wiedziała, że jest tylko jeden sposób, by dokończyć polowanie.
- Nie, nie wrócę. Ja Lucille Amy Liar zaawansowany łowca wampirów w tym momencie wypieram się Rady oraz Stowarzyszenia Łowców, od dziś nie jestem już jednym z was!- Lucille z podniesionym głosem wypowiedziała słowa Złamanej Przysięgi.
Każdy łowca, przed pierwszym profesjonalnym polowaniem składał Przysięgę Łowcy i stawał się tak jakby pracownikiem dla Rady. Był od nich kompletnie zależny. Jednak gdy ze świadomością swoich słów odmawiało się słowa Złamanej Przysięgi, która łamała wcześniejszą przysięgę, przestwało się być łowcą, a Instytut nie miał na ciebie żadnego wpływu. Jednak to, że Lucille w tym momencie straciła status łowcy, nie oznaczało, że nim nie była. Nie straciła swojego talentu i umiejętności i miała zamiar zgładzić wampira, który zabił jej przyjaciół na własną rękę.
- Nie, Lucy, tylko nie to!...- krzyczała przez telefon jej matka, ale Lucy z całą siłą rzuciła komórkę na ziemię i zgniotła ją obcasem. Mogła być na podsłuchu, albo mogli ją przez to znaleźć. Zerwała również z siebie naszyjnik z werbeną, który był również namierzaczem i rzuciła go daleko przed siebie. Jako łowczyni uczyła się, jak powstrzymać urok wampira, a werbena była w tym naszyjniku tylko na wszelki wypadek. Wiedziała, że skończyła właśnie swoje życie i teraz zacznie nowe. Inne i odmienione, ale i niebezpieczniejsze, ale wiedziała, że postąpiła słusznie.
Wróciła do czekającej na schodach Everly z kamienną twarzą. Dziewczyna najwyraźniej wiedziała, kto do Lucy zadzwonił.
- Lucy, co ty zrobiłaś?- zapytała z przerażeniem przyjaciółka Lucy.
- Daj mi swoją komórkę i naszyjnik- zażądała Lucy wyciągając rękę do Eve. 
- Co ty zrobiłaś?!- zapytała mocniejszym głosem przyjaciółka Lucille.
- Daj- powtórzyła przez zaciśnięte zęby brunetka, a Everly z niechęcią wyciągnęła z torebki swoją komórkę oraz zdjęła z szyi naszyjnik i podała obydwa przedmioty Lucy. Lucille szybkim ruchem rzuciła telefon o ścianę, rozdrabniając go na malutkie kawałeczki a naszyjnik wrzuciła do kosza na śmieci.
- Lucy! Właśnie ściągnęłam na ten telefon nową składankę Skrillex'a!- skarżyła się Everly, ale chyba dopiero po chwili doszło do niej jaki co oznaczał gest Lucy, bo zakryła usta dłońmi.- Boże, Lucy, ty chyba się nie wyparłaś?!- spojrzała przenikliwie na przyjaciółkę, Everly.- Czyś ty oszalała?! Co my teraz zrobimy?!
No tak, pomyślała Lucy, panikowanie leży w naturze Everly. Brunetka westchnęła i kucnęła przy przyjaciółce poklepując ją po plecach.
- Nie było innego wyjścia, ja go muszę znaleźć- powiedziała cicho, starając się wytłumaczyć Eve swoje zachowanie. Everly podniosła głowę, spoglądając Lucille w oczy.
- To byli też moi przyjaciele- powiedziała brunetka, a samotna łza spłynęła jej po twarzy.- Na co czekamy? Ruszajmy do Mystic Grilla.

Lucy i Everly w akompaniamencie głośnych gwizdów napalonych mężczyzn ruszyły w kierunku baru. Obie wyglądały jak milion dolarów. Nie dlatego, że chciały się ładnie prezentować. Po prostu wiedziały, że na wampiry łatwiej będzie im polować, kiedy będą dla krwiopijców kuszące. Lucy ubrała się w rozkloszowaną, skórzaną spódnicę, zakolanówki, za którymi schowane miała fiolki z werbeną, oraz zwykłą białą podkoszulkę i skórzaną kurtkę, za którą kryły się kołki. Proste włosy opadały jej na dekolt. Everly za to ubrała neonowo różową mini spódnicę, białą podkoszulkę, wysokie, czarne szpilki i duże okrągłe kolczyki. W tym stroju z pewnością mogłaby zdobyć każdego. Lucy lubiła być w centrum uwagi, Everly też, ale teraz akurat nie był to najlepszy moment. Lucy podeszła do baru i zamówiła wódkę z lodem. Musiała się rozluźnić. Nie miała pojęcia od czego ma zacząć, w poszukiwaniach.Jednak już po chwili zauważyła, jak Everly zadziornie uśmiecha się i puszcza perskie oczka. Lucy spojrzała na przystojniaka przy barze, z którym flirtowała Everly. Był to niewysoki brunet, z pięknymi drapieżnymi oczami o zniewalającym uśmiechu. W ręku trzymał szklankę bourbona.
- To ja idę na poszukiwania- powiedziała Everly i podeszła do bruneta. Lucy w tym czasie zamówiła jeszcze jedną wódkę. Wiedziała, że Everly dużo jej nie pomoże, ale nie sądziła, że tak szybko zostanie sama. No, ale cóż miała zrobić. 
Po godzinie, w czasie której nie zdarzyło się nic niezwykłego Lucy zauważyła po przy jednym ze stolików mężczyznę. Nie byle jakiego mężczyznę. Lucille dałaby sobie głowę odciąć, że skądś go zna. Złapali ze sobą kontakt wzrokowy i minęło kilka minut zanim Lucy uświadomiła sobie skąd zna bruneta. Było już jednak za późno. Wampir zauważył pierścień Lucy i zanim zdążyła zerwać się z krzesła, zniknął w wampirzym tempie. Lucy wybiegła jeszcze za nim z knajpy, jednak nie długo potrzebowała, by zrozumieć, że wampir zwiał. Wróciła cała wściekła do baru. Prawie go miała. 
- Co to był za koleś, tam?- powiedziała wskazując na miejsce z którego zniknął wampir.
- To był Kol Mikaelson, ale dobrze ci radzę, lepiej trzymaj się od niego z daleka- powiedział barczysty blondyn przy barze. 
- Nie ma takiej opcji- odpowiedziała Lucy, szczęśliwa z tego, że odkryła tożsamość zabójcy. Sprawa się jednak komplikowała, zabójcą był Pierwotny, tak jak się obawiała. 

***

Nie minęło piętnaście minut, jak Everly wraz ze swoim nowym znajomym z baru trafili do męskiej łazienki. Everly potrzebowała odskoczni, a każdy wiedział, że dłuższe związki nie były w jej stylu, ona potrzebowała jednorazowych przygód, nic więcej. 
Usiadła się na jednym z kranów, a brunet przycisnął ją do lustra. Nie wiedziała nawet jak ma na imię, ale nie obchodziło jej to. Aż do chwili kiedy zobaczyła jak brunet patrzy jej się w oczy. Jego źrenice rozszerzyły się, a ona wiedziała już kim jest.
- Nie będziesz krzyczeć, ani pamiętać niczego z tej nocy- powiedział, a Everly udała zrozumienia, kiwając głową, a gdy pewien swojej zdobyczy wampir odsłonił kły, wyciągnęła zza dekoltu strzykawkę z porażającą ilością werbeny i szybko wiła ją wampirowi w szyje. Przez chwilę słyszała krzyki bruneta, jednak po chwili, nieprzytomny wampir upadł na podłogę. 
Everly spojrzała na krwiopijce z pożałowaniem.
- I co ja teraz z tobą zrobię? Lucy mnie zabije.

-------------------------------------------------------------------------------

No, mamy rozdział 3. Cieszę się, że mogę tu w końcu napisać, bo chyba jeszcze trochę, a zapomniała bym o tym blogu. Czytałam rozdziały dziewczyn i mam nadzieję, że spodoba im się moja kontynuacja ich rozdziałów. Teraz mam strasznie dużo obowiązków, więc ledwo znalazłam czas na ten post, ale chyba nie wyszedł nawet najkrótkszy :) W wolnej chwili zapraszam na mój autorski blog- Pod Skrzydłami Kosogłosa - Raklama zawsze dobra :)
PS: Butelka bourbona dla tego kto zgadnie kim był brunet unicestwiony przez Everly :)))) 


sobota, 6 września 2014

Rozdział 2 - Senny koszmar

Przed oczami Lucy znajdowały się tylko różnorodne, potężne drzewa, porozsiewane gęsto na ogromnym obszarze. Nie wiedziała, w jakim jest miejscu, ale czuła, że przebywanie nocą w tajemniczym lesie może przynieść jej same kłopoty. Rozglądnęła się dookoła, ale nic nie przykuło jej uwagi. Postanowiła, że ruszy w którąś ze stron.
Słyszała tylko trzeszczenie gałęzi pod swoimi stopami, poza tym głucha cisza. Nie była pewna, czy to wszystko tak właśnie powinno wyglądać. Nagle usłyszała jakiś nieznany dla niej szmer za plecami, więc natychmiast obejrzała się w tamtą stronę. Dojrzała potężne, stare drzewo, ale nie potrafiła go nazwać. Zamiast tego skupiła się na tym, co zza niego wystawało. Gdyby nie czerwona maź, możliwe, że nie dostrzegłaby palców dłoni. Męskiej dłoni.
Ostrożnie, z wyrywającym się z klatki piersiowej sercem, zbliżyła się do drzewa i obeszła je dookoła. To, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach.
Na wilgotnej, ciemnej ziemi leżał jej chłopak, a raczej jego ciało. Oczy miał wybałuszone, ale widać było, że Haydena już nie ma. Po chwili zorientowała się, że koło jego bezwładnego, praktycznie pozbawionego krwi ciała klęczy tajemnicza postać. Był to mężczyzna, co nietrudno przyszło jej wywnioskować, a jego usta przyssały się do szyi chłopaka. Lucy wykorzystała moment, kiedy wampir napajał się krwią ofiary i był jakby w transie, żeby sięgnąć po broń. Biodra – na całe szczęście – miała przepięte długim, czarnym pasem z kompletem oporządzenia do zabijania krwiopijców. Niestety Lucy zauważyła, że jedyne, co miała przy sobie, to mała strzykawka z werbeną. Nie zastanawiając się długo, wyjęła ją i ruszyła na wampira. W końcu i tak by ją zauważył, więc może uda jej się wykorzystać drobny element zaskoczenia. Jednak gdy ten podniósł głowę, z jej gardła można było dosłyszeć tylko cichy jęk. Stanęła jak wryta, przyglądając się postaci mężczyzny. Pijawka, na nic nie zważając, rzuciła się na nią, nim dziewczyna zdążyła przesunąć palec na spust strzykawki.
- Lucy! – Krzyknął ktoś, budząc ją tym samym ze snu.
Dziewczyna otrząsnęła się momentalnie, siadając na ziemi. Przed oczami zobaczyła swoją najlepszą przyjaciółkę; jedyną osobę, która jej pozostała w tym tajemniczym miejscu, tak daleko od domu.
Everly miała czymś umorusaną połowę twarzy. Włożyła świeże ubrania, ale jej ciemne blond włosy wyglądały, jakby dopiero co wstała z łóżka, a raczej ze śpiwora w namiocie.
- Miałam okropny sen – wyznała Lucy, nie chcąc z tym dłużej czekać.
- Niech zgadnę… wzmianka o nocnych wydarzeniach? – spytała Everly, a Lucille pokiwała głową twierdząco. – Chodź, Luce, trzeba się wziąć za siebie – oznajmiła, po czym podniosła się z ziemi i rozsunęła namiot.
Lucy wzięła głęboki oddech, przetarła oczy i wyszła na zewnątrz.
Słońce świeciło bardzo mocno, a dookoła było słychać śpiew ptaków. Tak, jakby parę godzin wcześniej nie wydarzyła się masakra, w której zginęli przyjaciele Everly i Luce.
Dziewczyny, kiedy już zdały sobie sprawę, że nic im nie zagraża, szybko zebrały najpotrzebniejsze rzeczy i umknęły z miejsca zbrodni. Nie mogły patrzeć na te wszystkie pozbawione krwi ciała, wygasłe twarze i rany szarpane na szyjach każdego z nich. Lucy podeszła tylko raz do martwego Haydena, żeby zabrać jego wisiorek z werbeną – jedyne, co jej po nim pozostało w tamtym momencie. Zaraz po tym dziewczyny ruszyły co sił w nogach, chcąc się znaleźć jak najdalej od miejsca, gdzie zatrzymali się siódemką, żeby spędzić pierwszą noc na wyjeździe. Teraz zostały tylko one dwie.
- Myślisz, że będzie dobrym pomysłem, jeżeli poinformujemy o tym Radę? – zagaiła Everly, znowu poruszając ten przykry temat. Siedziały teraz nad potokiem, obok którego rozbiły swój tymczasowy obóz.
Lucy przetarła łzy, które bez przerwy zbierały się w jej oczach, i odpowiedziała:
- Nie. Będą chcieli nas odesłać – stwierdziła sucho. – A ja na to nie pozwolę. Znajdę tego, kto to zrobił.
- Nie wydaje ci się to szalonym pomysłem? – Everly spróbowała delikatnie odwieść przyjaciółkę od tego pomysłu, ale czuła, że to nic nie da. Lucy była zbyt uparta.
- Dlaczego? W końcu po to tu jesteśmy. Żeby zabijać wampiry – przypomniała jej ciemnowłosa, zapalając swojego pierwszego papierosa od przyjazdu tutaj.
- A co jeżeli to był któryś z Pierwotnych?
- To zabiję tego Pierwotnego – oznajmiła Lucy z pewnością w głosie, kiedy którejś słonej łzie udało się uwolnić i spłynąć po bladym policzku.

***

Damon siedział w Mystic Grill'u, popijając burbon. Od dłuższego czasu przyglądał się ślicznej barmance o blond włosach, która przyszła do pracy w kusej czarnej spódniczce. Zastanawiał się, czy owa pociągająca piękność potajemnie popija werbenę albo nosi chroniącą przed urokiem wampira bransoletkę. Mimo ogarniającej go niepewności postanowił, że zaryzykuje, gdy tylko skończy sączyć drinka. Wypił resztę zawartości w dwóch łykach i wstał z krzesła, gdy zadzwoniła jego komórka. Przeklął cicho pod nosem, ale odebrał połączenie z uśmiechem na ustach.
- Witaj, Liz. W czym mogę ci pomóc?
- Mamy problem, Damon. – Usłyszał w słuchawce zaniepokojony głos mamy Caroline. – Kolejny mord.
- Gdzie? Wampir? – spytał z większym zainteresowaniem. Ściągnął sceptycznie brwi i czekał, co szeryf Forbes ma mu do powiedzenia.
- Tak. W lesie nieopodal miasta. Piątka nastolatków całkowicie pozbawionych krwi. Z tego, co udało się wywnioskować, nie są to miejscowi. Najprawdopodobniej przyjechali na kilka dni i rozbili obóz, ale nie mam pojęcia, co było aż tak spragnione krwi, żeby zabić ich wszystkich. Wątpię również, że ktoś mógł ujść z życiem.
- Jesteś na miejscu?
- Już dojeżdżam, więc zaraz będę znać więcej szczegółów.
- Czekaj na mnie – wydukał do słuchawki i zakończył połączenie.
Z westchnieniem posłał barmance zniewalające spojrzenie i mrugnął figlarnie prawym okiem. Dziewczyna zarumieniła się, ale odwzajemniła gest.
Teraz przynajmniej wiedział, że miał tam po co wracać. Jeszcze nic straconego. Ale w tamtym momencie musiał się zająć rozwikłaniem sprawy śmierci kilku nastolatków, a mianowicie, który z Pierwotnych tego dokonał. Bo któż inny mógłby to uczynić?

***

No to jest, drugi rozdział i równocześnie mój pierwszy post na tym blogu. Bardzo się cieszę, że prowadzę go z dziewczynami i mam nadzieję, że szkoła i inne zajęcia nie będą w tym zawadzać. Liczę też, że mój styl pisania oraz rozdziały, które będę dodawać, się Wam spodobają. :)
Co do rozdziału - wprowadziłam Damona, bo nie wyobrażam sobie nie uwzględniać go w tym opowiadaniu, mimo że nie jest on głównym bohaterem. Po prostu za bardzo go uwielbiam, żeby go ignorować. Myślę, że wam to nie będzie przeszkadzać. Poza tym urozmaicenie zawsze jest dobre, jeżeli się z nim nie przesadza :)
Myślę, że długością dorównuje do poprzedniego odcinka. Co prawda uważam, że rozdziały powinny być troszkę dłuższe, ale skoro piszemy to opowiadanie wspólnie, to nie będę przesadzała z treścią w co trzecim rozdziale.
A teraz się z Wami żegnam i przy okazji zapraszam do czytania mojego autorskiego opowiadania Memory is not device. :D (Reklama zawsze spoko. xd)