sobota, 6 września 2014

Rozdział 2 - Senny koszmar

Przed oczami Lucy znajdowały się tylko różnorodne, potężne drzewa, porozsiewane gęsto na ogromnym obszarze. Nie wiedziała, w jakim jest miejscu, ale czuła, że przebywanie nocą w tajemniczym lesie może przynieść jej same kłopoty. Rozglądnęła się dookoła, ale nic nie przykuło jej uwagi. Postanowiła, że ruszy w którąś ze stron.
Słyszała tylko trzeszczenie gałęzi pod swoimi stopami, poza tym głucha cisza. Nie była pewna, czy to wszystko tak właśnie powinno wyglądać. Nagle usłyszała jakiś nieznany dla niej szmer za plecami, więc natychmiast obejrzała się w tamtą stronę. Dojrzała potężne, stare drzewo, ale nie potrafiła go nazwać. Zamiast tego skupiła się na tym, co zza niego wystawało. Gdyby nie czerwona maź, możliwe, że nie dostrzegłaby palców dłoni. Męskiej dłoni.
Ostrożnie, z wyrywającym się z klatki piersiowej sercem, zbliżyła się do drzewa i obeszła je dookoła. To, co zobaczyła, zmroziło jej krew w żyłach.
Na wilgotnej, ciemnej ziemi leżał jej chłopak, a raczej jego ciało. Oczy miał wybałuszone, ale widać było, że Haydena już nie ma. Po chwili zorientowała się, że koło jego bezwładnego, praktycznie pozbawionego krwi ciała klęczy tajemnicza postać. Był to mężczyzna, co nietrudno przyszło jej wywnioskować, a jego usta przyssały się do szyi chłopaka. Lucy wykorzystała moment, kiedy wampir napajał się krwią ofiary i był jakby w transie, żeby sięgnąć po broń. Biodra – na całe szczęście – miała przepięte długim, czarnym pasem z kompletem oporządzenia do zabijania krwiopijców. Niestety Lucy zauważyła, że jedyne, co miała przy sobie, to mała strzykawka z werbeną. Nie zastanawiając się długo, wyjęła ją i ruszyła na wampira. W końcu i tak by ją zauważył, więc może uda jej się wykorzystać drobny element zaskoczenia. Jednak gdy ten podniósł głowę, z jej gardła można było dosłyszeć tylko cichy jęk. Stanęła jak wryta, przyglądając się postaci mężczyzny. Pijawka, na nic nie zważając, rzuciła się na nią, nim dziewczyna zdążyła przesunąć palec na spust strzykawki.
- Lucy! – Krzyknął ktoś, budząc ją tym samym ze snu.
Dziewczyna otrząsnęła się momentalnie, siadając na ziemi. Przed oczami zobaczyła swoją najlepszą przyjaciółkę; jedyną osobę, która jej pozostała w tym tajemniczym miejscu, tak daleko od domu.
Everly miała czymś umorusaną połowę twarzy. Włożyła świeże ubrania, ale jej ciemne blond włosy wyglądały, jakby dopiero co wstała z łóżka, a raczej ze śpiwora w namiocie.
- Miałam okropny sen – wyznała Lucy, nie chcąc z tym dłużej czekać.
- Niech zgadnę… wzmianka o nocnych wydarzeniach? – spytała Everly, a Lucille pokiwała głową twierdząco. – Chodź, Luce, trzeba się wziąć za siebie – oznajmiła, po czym podniosła się z ziemi i rozsunęła namiot.
Lucy wzięła głęboki oddech, przetarła oczy i wyszła na zewnątrz.
Słońce świeciło bardzo mocno, a dookoła było słychać śpiew ptaków. Tak, jakby parę godzin wcześniej nie wydarzyła się masakra, w której zginęli przyjaciele Everly i Luce.
Dziewczyny, kiedy już zdały sobie sprawę, że nic im nie zagraża, szybko zebrały najpotrzebniejsze rzeczy i umknęły z miejsca zbrodni. Nie mogły patrzeć na te wszystkie pozbawione krwi ciała, wygasłe twarze i rany szarpane na szyjach każdego z nich. Lucy podeszła tylko raz do martwego Haydena, żeby zabrać jego wisiorek z werbeną – jedyne, co jej po nim pozostało w tamtym momencie. Zaraz po tym dziewczyny ruszyły co sił w nogach, chcąc się znaleźć jak najdalej od miejsca, gdzie zatrzymali się siódemką, żeby spędzić pierwszą noc na wyjeździe. Teraz zostały tylko one dwie.
- Myślisz, że będzie dobrym pomysłem, jeżeli poinformujemy o tym Radę? – zagaiła Everly, znowu poruszając ten przykry temat. Siedziały teraz nad potokiem, obok którego rozbiły swój tymczasowy obóz.
Lucy przetarła łzy, które bez przerwy zbierały się w jej oczach, i odpowiedziała:
- Nie. Będą chcieli nas odesłać – stwierdziła sucho. – A ja na to nie pozwolę. Znajdę tego, kto to zrobił.
- Nie wydaje ci się to szalonym pomysłem? – Everly spróbowała delikatnie odwieść przyjaciółkę od tego pomysłu, ale czuła, że to nic nie da. Lucy była zbyt uparta.
- Dlaczego? W końcu po to tu jesteśmy. Żeby zabijać wampiry – przypomniała jej ciemnowłosa, zapalając swojego pierwszego papierosa od przyjazdu tutaj.
- A co jeżeli to był któryś z Pierwotnych?
- To zabiję tego Pierwotnego – oznajmiła Lucy z pewnością w głosie, kiedy którejś słonej łzie udało się uwolnić i spłynąć po bladym policzku.

***

Damon siedział w Mystic Grill'u, popijając burbon. Od dłuższego czasu przyglądał się ślicznej barmance o blond włosach, która przyszła do pracy w kusej czarnej spódniczce. Zastanawiał się, czy owa pociągająca piękność potajemnie popija werbenę albo nosi chroniącą przed urokiem wampira bransoletkę. Mimo ogarniającej go niepewności postanowił, że zaryzykuje, gdy tylko skończy sączyć drinka. Wypił resztę zawartości w dwóch łykach i wstał z krzesła, gdy zadzwoniła jego komórka. Przeklął cicho pod nosem, ale odebrał połączenie z uśmiechem na ustach.
- Witaj, Liz. W czym mogę ci pomóc?
- Mamy problem, Damon. – Usłyszał w słuchawce zaniepokojony głos mamy Caroline. – Kolejny mord.
- Gdzie? Wampir? – spytał z większym zainteresowaniem. Ściągnął sceptycznie brwi i czekał, co szeryf Forbes ma mu do powiedzenia.
- Tak. W lesie nieopodal miasta. Piątka nastolatków całkowicie pozbawionych krwi. Z tego, co udało się wywnioskować, nie są to miejscowi. Najprawdopodobniej przyjechali na kilka dni i rozbili obóz, ale nie mam pojęcia, co było aż tak spragnione krwi, żeby zabić ich wszystkich. Wątpię również, że ktoś mógł ujść z życiem.
- Jesteś na miejscu?
- Już dojeżdżam, więc zaraz będę znać więcej szczegółów.
- Czekaj na mnie – wydukał do słuchawki i zakończył połączenie.
Z westchnieniem posłał barmance zniewalające spojrzenie i mrugnął figlarnie prawym okiem. Dziewczyna zarumieniła się, ale odwzajemniła gest.
Teraz przynajmniej wiedział, że miał tam po co wracać. Jeszcze nic straconego. Ale w tamtym momencie musiał się zająć rozwikłaniem sprawy śmierci kilku nastolatków, a mianowicie, który z Pierwotnych tego dokonał. Bo któż inny mógłby to uczynić?

***

No to jest, drugi rozdział i równocześnie mój pierwszy post na tym blogu. Bardzo się cieszę, że prowadzę go z dziewczynami i mam nadzieję, że szkoła i inne zajęcia nie będą w tym zawadzać. Liczę też, że mój styl pisania oraz rozdziały, które będę dodawać, się Wam spodobają. :)
Co do rozdziału - wprowadziłam Damona, bo nie wyobrażam sobie nie uwzględniać go w tym opowiadaniu, mimo że nie jest on głównym bohaterem. Po prostu za bardzo go uwielbiam, żeby go ignorować. Myślę, że wam to nie będzie przeszkadzać. Poza tym urozmaicenie zawsze jest dobre, jeżeli się z nim nie przesadza :)
Myślę, że długością dorównuje do poprzedniego odcinka. Co prawda uważam, że rozdziały powinny być troszkę dłuższe, ale skoro piszemy to opowiadanie wspólnie, to nie będę przesadzała z treścią w co trzecim rozdziale.
A teraz się z Wami żegnam i przy okazji zapraszam do czytania mojego autorskiego opowiadania Memory is not device. :D (Reklama zawsze spoko. xd)

4 komentarze:

  1. No to nieźle się porobiło. W pewnym momencie myślałam, że oni wszyscy nadal żyją...Boże tak od razu zabijać ludzi..xD Swoją drogą to rozdział mi się podoba. Jest krótki ,ale treściwy :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. " Rozglądnęła się dookoła, ale nic nie przykuło jej uwagi." - to zdanie brzmi dziwnie. Niby po polsku, ale tak no dziwnie. Proponuje rozejrzała się.
    " Dojrzała potężne, stare drzewo, ale nie potrafiła go nazwać" - znow potezne? Powtorzenie jest, zerknij na pierwsze zdanie rozdzialu.
    Dobra, dalej za bardzi mnie pochlonal tekst, zeby nadzorowac.
    Jejku, czemu taki krotki? I tak sa co 2 tygodnie to bylyby lepsze dlugie.
    Lucy chce na wlasna reke, to troche takie typowe zachowanie małolaty z tych filmow o amerykanskich szkolach. Chce na wlasna reke to rozwiazac, niby okej, ale jakby poinfomowali tych tantych to.moze przyslaliby kogos do pomocy? To akurat nie podoba mi sie w Luce. Jejku, blagam tylko niebiosa zebyscie nie wpadly w marysuizm.
    No i Damon <33 cudownie, ze go wprowadzilas, Juls. Hahah tak bardzo podrywacz z niego! I jak tu go nie kochac?
    Boziu, ja sama sie musze wziac za pisanie czekolwiek, ale tyle nauki. Juz teraz. Wyobrazasz sobie? Nie martw sie bede ci tez marudzic na fb.
    Hahah, jezu. Na twoim blogu utknelam na pierwszym rozdziale. Kurde. Okej, jutro przeczytam. Tym razem na pewno. XD
    Pozdrawiam ciepło,
    Acrimonia.
    +wybacz za bledy i literowki i wgl, ale na telefonie jestem, a to jest niezbyt wygodne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział wyszedł dobrze, podoba mi się :) Szkoda tylko, że tak wielu z nich zginęło, ale nie mogę się doczekać, by poznać wampira, który to zrobił :))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm ja czuję, że to wina Klausa albo Kola oni wydają mi się najbardziej porywczy. Uwielbiam Cię, za wprowadzenie Damon'a, bez niego to nie było by to samo zapraszam do mnie alex2708.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń