sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 10 - Iskry

Ciemne tęczówki Haydena świeciły groźnie. Coś się w nim zmieniło. Wyglądał tak samo, ale to nie był już troskliwy, odważny chłopak Lucy. Czuła to, ponieważ spoglądał na nią bez jakiegokolwiek uczucia. Twarz miał kamienną nawet wtedy, kiedy rozwiązywał osłabioną Everly. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, a pomocnik Kola uderzył ją w twarz, co sprawiło, że natychmiast się pobudziła. Nie wróciły jej jednak siły, żeby mogła pokonać Pierwotnego i umięśnionego Haydena, a przy tym uratować przyjaciółkę. Lucille to widziała, a serce – już pogruchotane – rozpadło się na jeszcze drobniejsze kawałki. W oczach zalśniły jej łzy, gdy nagle przypomniała sobie, w jakiej sytuacji się znajduje.
Nie tak ją szkolono. Musiała być silna i stawić czoła każdemu niebezpieczeństwu.
- Wypuść ją! Natychmiast! – krzyknęła prosto w błyszczące czerwienią ślepia Kola. Ujrzała jeszcze tylko jak jego kącik ust delikatnie się uniósł, po czym zapadła ciemność.

***

- Musimy tam iść – oznajmił Caleb.
- Na pewno sobie dobrze radzi – stwierdził Damon bez krzty przejęcia. Dłubał w ziemi cienkim patykiem, żeby zabić nudę.
- Może i jest wyszkoloną łowczynią, ale Kol to Pierwotny! Kto wie, co może znajdować się na dole! – obruszyła się Bonnie, podchodząc do Damona. Kiedyś bardzo się go bała, ale ten strach minął z chwilą, gdy dotarło do niej, że jest od niego potężniejsza.
Damon też miał tą świadomość, ponieważ - widząc śmiertelne spojrzenie Bonnie - wzniósł ręce ku niebu.
-  Dobrze, dobrze! Chodźmy sprawdzić, co ta mała tam porabia.
Nie zdążyli dobrze podejść do schodów, gdy z dołu dobiegły ich czyjeś kroki. Wtem wyłoniła się poturbowana Everly z rozczochranymi włosami, przerażeniem w oczach i krwawiącą szyją.
Damon w wyniku impulsu od razu znalazł się przy dziewczynie, ofiarując jej siebie jako oparcie. Blondynka wtuliła się w niego, ciężko oddychając.
- Co się tam stało? Gdzie Lucy? – spytał Caleb.
- Nic ci nie jest? – wyszeptał Damon.
Everly pokręciła głową, a gdy spojrzała na wampira, nie mogła powstrzymać łez.
- On wiedział – wychrypiała z przymrużonymi oczami.
- Co?
- Że przyjdziecie. Że ona przyjdzie. Czekał na Lucy. A teraz ją ma i uciekł. Zniknęli. Jego pomocnik… Wypuścił mnie. Hayden. O boże.
Mówiła bez ładu i składu, ale wszystko do nich dotarło.
- Po co puściłem ją tam samą! – skarcił się Caleb. Bonnie podeszła do niego i położyła swoją dłoń na jego plecach.
- Chodźmy jej poszukać. Uda nam się. – Spróbowała go pocieszyć. – Everly – zwróciła się do łowczyni. – Czy wiesz, jak uciekli? Słyszałaś może gdzie?
- Patrz, w jakim jest stanie! – zagrzmiał Damon ze złością. – A ty ją jeszcze wypytujesz.
Zachowanie wampira wprawiło Bonnie w lekką konsternację, ale nie dała się wyprowadzić z równowagi.
- Przepraszam. Po prostu może zna odpowiedzi na istotne pytania.
- Wiem, gdzie są. Zaprowadzę was – wydukała Everly. Damon spojrzał na nią z dziwną troską w oczach.
- Jak chcesz to zrobić? Nie dam ci…
- Zamknij się – przerwała mu, przeczesując swoje sklejone blond włosy. Bonnie zdążyła zauważyć, że dziewczyna powoli dochodzi do siebie. – Nie mamy czasu do stracenia.

***

Stał w milczeniu oparty o zimną ścianę z kamienia, spoglądając na nieprzytomną dziewczynę. Myślał nad tym, jak przygotować ją do tego, co planuje, gdy wtem z ciemności wyłonił się Hayden. Nie był sam - ciągnął za sobą na wpół żywą kobietę. Wyglądała na ponad trzydzieści lat, miała kręcone kruczoczarne włosy, a z jej zielonych oczu wywnioskować można było, że jest przerażona na śmierć.
- Nada się - stwierdził od niechcenia Kol, wzruszając ramionami i momentalnie znalazł się przy swoim poddanym. Wyrwał mu kobietę i przyssał się do jej szyi.
- Szybko poszło - powiedział po chwili Hayden, krzywiąc się z niesmaku. Kobieta leżała u jego stóp bez cienia życia.
- Po co miała cierpieć? - odparł Kol i zwrócił swoją uwagę ponownie na nieprzytomną. - Kiedy ona się w końcu obudzi... - wymruczał sam do siebie.
Gdyby jego plany były inne, a ona nie byłaby łowczynią, pragnącą jego śmierci, to kto wie, może nawet dałby jej szansę. Nieprzytomna i poturbowana wyglądała całkiem przyjemnie. Żal byłoby ją zjeść, pomyślał Kol i uśmiechnął się pod nosem. Czuł na sobie wzrok Haydena, ale nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
- Pójdź i zobacz, jak się ma reszta - zakomenderował, a jego pomocnik bez zarzutów wykonał rozkaz.
Kol przykucnął przy łowczyni i przekrzywił głowę.
- Jak ty miałaś na imię?.. - wyszeptał i zaczął się zastanawiać, gdy nagle dziewczyna szeroko otworzyła oczy i uskoczyła do pozycji siedzącej. Rozglądała się z przerażeniem dookoła, a gdy jej wzrok spoczął na dłużej na wampirze, twarz spowił cień złości, determinacji i żalu.
Dlaczego ona się mnie nie boi?, zadał sobie to pytanie w myślach Pierwotny, jeszcze bardziej przekrzywiając głowę.
- Kol - wysyczała, a w tonie jej głosu nie było słychać nic poza wściekłością.
- To imię w twoich ustach brzmi naprawdę rewelacyjnie. Mogłabyś powtórzyć? - Pierwotny postawił na żarty, by jeszcze bardziej podjudzić dziewczynę. Oczywiście uzyskał efekt już po chwili, bo łowczyni aż zacisnęła pięści.
- Co chcesz ze mną zrobić? - spytała, mrużąc oczy.
- Jeszcze do końca nie jestem pewien. Ciągle się waham - przyznał szczerze, co go zaskoczyło.
Wstał pośpiesznie i przyległ do ściany w niecałą sekundę. Nie chciał, żeby dziewczyna ujrzała w jego oczach zaskoczenie czy nawet przerażenie.
Dlaczego ja to powiedziałem?! Przecież wcale się nie waham, skarcił się w myślach. To pewnie przez te oczy. Tak, to te oczy.
Pokręcił głową, by oczyścić umysł. Nie mógł dać się rozproszyć.
- Gdybym tylko mogła... - Dziewczyna wstała powoli ze wzrokiem utkwionym w Kola.
- To co? - spytał, przybierając swój najseksowniejszy uśmiech. - Jestem pewien, że nie możesz się powstrzymać przed pocałowaniem mnie, ale przykro mi... To nie przejdzie. Musiałabyś mieć w sobie choć trochę... elementów przyciągania.
- Ostatnią rzeczą, którą bym chciała zrobić, to dotknięcie ciebie! Co dopiero jakiś pocałunek - odparowała z wściekłością.
- Czemu jeszcze nie uciekłaś? - spytał, zmieniając temat.
- Nie mam przy sobie żadnej broni, nie wiem, gdzie jestem, a ty złapałbyś mnie w sekundę.
- Mądrze - skwitował, podchodząc bliżej. - Zasłużyłaś, żeby wiedzieć, co się z tobą stanie.
Wciąż się uśmiechał, chociaż nie miał pojęcia czy był to uśmiech złoczyńcy i morderczego Pierwotnego, czy to z powodu tej dziewczyny, której oczy hipnotyzowały go jak żadne inne.
Lucy - usłyszał w głowie jakiś cichy głosik.
Tak miała na imię.

***

Cała piątka szła powoli przez ciemny las. Jeremy oddał swoją kurtkę poturbowanej Everly, ale dziewczyna dalej się trzęsła. Jej stopy ledwo odrywały się od podłoża, a powieki opadały co chwilę, jak gdyby nie spała co najmniej trzy noce. Jednak było widać, że nie chce tego po sobie ukazywać. Starała się wyglądać na silną i zdeterminowaną, ale Salvatore przyglądał się jej cały czas kątem oka i bez problemu dostrzegał, jaka była prawda. Nagle łowczyni zahaczyła stopą o wystającą gałąź i byłaby upadła, jednak natychmiast uratował ją Damon.
- Strasznie mi słabo - wychrypiała z zamkniętymi oczami. Jej maska silnej łowczyni prysnęła i wampirowi ukazała się cierpiąca, zmęczona nastolatka. - Damon... Spać.
- Nie możesz zasnąć, rozumiesz?! Nie możesz - oświadczył z powagą, lekko nią potrząsając. Everly otworzyła oczy. - Bon-bon, nie potrafisz zrobić jakiegoś abrakadabra, żeby ją wyleczyć? - spytał, a w jego oczach widać było przejęcie.
Czarownica już miała odpowiedzieć coś niemiłego, ale widząc tak niecodzienne spojrzenie wampira, powstrzymała się.
- Nic nie poradzę, przepraszam - stwierdziła ze smutkiem i spojrzała na Everly. - Musisz wytrzymać. Gdy już dojdziemy do celu, Jeremy i Caleb zabiorą cię do szpitala i tam zajmą się tobą odpowiedni ludzie.
- Nie zostawię jej! - obruszył się Damon, co jego samego chyba zaskoczyło.
- Nigdzie nie jadę! - Wykrzyknął w tym samym czasie Caleb.
Bonnie wywróciła oczami.
- Ty - wskazała na Damona - na razie utrzymuj łowczynię przy życiu. A ty - tu przeniosła wzrok na Caleba - pilnuj drogi. Później sytuacja wykaże czy będziesz tam potrzebny.
Pierwszy raz od niepamiętnych czasów Damon nie obdarzył Bonnie sarkastyczną kwestią, czy nawet krzywym spojrzeniem. Bez problemu przyjął, kto rządził, bo w głowie miał tylko cierpiącą Everly.
Nie jest z nią dobrze, stwierdził w myślach i bez wahania wziął ją na ręce. Osłabiona dziewczyna nie była w stanie się temu sprzeciwić.
- Dziękuję, Damon - wyszeptała tak cicho, że tylko on był w stanie to usłyszeć. Reszta szła przed nimi bez krzty zainteresowania.
- Trzymaj się, dzieciaku - odparł z uśmiechem pełnym troski i uczucia, jakie nie pojawiło się w nim od czasów Katherine Pierce. I Damon nie czuł się ani trochę źle z tego powodu.

***

No to się napisał rozdział. Zauważcie, że w moich odcinkach zawsze jest dużo Damona i Everly, a to dlatego że bardzo uwielbiam tego wampira i strasznie zależy mi na rozbudowywaniu tego wątku pobocznego.
Akcja może za wiele nie ruszyła, ale jakieś elektryzujące iskry są pomiędzy Lucy i Kolem oraz Damonem i Everly. A to jest to, co piszę najlepiej, czyli miłosne potyczki. Ogólnie nie lubię, jak akcja toczy się za szybko. Już w kolejnym rozdziale na pewno dowiecie się, co takiego Kol szykuje dla Lucy.
Czy ekipa ratunkowa zdąży na czas, by uratować Lucille? Czy Everly wytrwa? Co planuje Pierwotny i jakie będą tego skutki?
Do "zobaczenia" za kilka tygodni, buziaki! :)

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 9- Konfrontacja

Idąc Lasem w piątkę, zwracali na siebie dużą uwagę. Lucy wiedziała o tym i tak, jak zazwyczj by się jej to nie podobało, tak teraz chciała być jak najbardziej widoczna. Gdyby Kol i zobaczył, na pewno by do nich przybiegł, a Lucille aktualnie najbardziej zależało, na przebciu jego serca kołkiem. Musiała go znaleźć. Znajdzie i zabije.
Starając się na zwracać uwagi na Damona Salvatore, który próbując wyprowadzić z równowagi Lucy cały czas opowiadał o swojej upojnej nocy z Everly, szła dalej z kamienną twarzą. Szczerze nie trudno było jej uwierzyć w to, co mówił Damon. Bardzo możliwe było, że Everly spędziła z nim noc. Dziewczyna wariowała, gdy zobaczyła przystojniaka i wtedy nie liczyło się dla niej, czy był on wampirem, wilkołakiem czy kosmitą. Lucy nigdy taka nie była. Jej związek z Haydenem w pełni oparty był na miłosci i zaufaniu. Co prawda do czasu, kiedy poczuli do siebie cos, była to prawdziwa droga przez mękę. Hayden pojawił się w ich bazie jakby z nikąd i już pierwszego dnia okazał się lepszy od Lucy. Lucy, jako najlepsza łowczyni, nie znosiła go za skrupulatne odbieranie jej tytułu, ale jak to w takich historiach bywa, wystarczyło kilka wspólnych akcji by rozkwitła pomiędzy nimi miłosć.
Na wspomnienie Haydena po policzku Lucy spłynęła łza, którą dziewczyna szybko starła wierzchem rękawa. Nie chciała, by ktokolwiek zauważył jej słabosć. 
-Boisz się o nią?- usłyszała obok siebie głos Bonnie, wiedźmy, która chciała im pomóc.
- Ja...nie. Nie chodzi o Everly. To silna dziewczyna i wiem, że sobie poradzi. Chodzi o co innego- odpowiedziała Lucy.
- Wiesz, jesli chcesz się wygadać, to mów, ja zawsze cię wysłucham. Też wiele przeszłam przez te pijawki- zaoferowała się mulatka.
- Pijawki? Nie lubisz wampirów? Myslałam, że niektórzy to twoi przyjaciele- zdziwiła się Lucy.
- Cóż, niektórzy. Własciwie dwóch, ale trzymanie się z resztą to dla mnie zło konieczne. Wszystkie moje tragedie życiowe spowodowane są przez nie, więc nie dziw się, że ich nie znoszę- odpowiedziała silnym głosem Bonnie, a Lucille zaczęła czuć do drobnej brunetki respekt. Mimo wszystkich cierpień, które wampiry jej zadały, ona umie dalej przyjaźnić się z niektórymi z nich. Lucy by tak nie potrafiła. Od dziecka uczono ją nienawisci do tej rasy.- A jak było z Tobą?
- Cóź...moja mama jest przewodniczącą Rady Łowców, toteż od małego wychowywałam się w bazie Łowców Wampirów i uczona byłam ich zabijania. Przybyłam tu razem z kilkorgiem przyjaciół i chłopakiem, by wybić wampiry, których z tego co widzę, jest tu nadmiar, jednak już pierwszej nocy, kiedy razem z Everly wyszłysmy z chwilę poza obóz, to gdy wrócilismy, wszyscy byli martwi. Łącznie z moim chłopakiem i własnie dlatego chcę tak bardzo dopasć Kola. Bo to on ich zabił.- Opowiedziała wiedźmie swoją historię, dziwąc się, że z taką łatwoscią jej zaufała. Czuła jednak, że Bonnie jest jej bratnią duszą.
Mulatka położyła Lucy rękę na ramieniu.
- Wiem co czujesz. Moja kochana babcia umarła, próbując wyciągnąć Damona i jego brata z krypty dla wampirów, moja matka załamała się po tym, jak Damon zmienił ją w wampira, a najlepsza przyjaciółka stała się potworem tuż po przemianie. Nie wspominając, że zmieniła ją w wampira krew Damona.
- Uuuu...widzę, że ten cały Damon nie jest zbyt przyjemnym gosciem.
- No nie.
- Hej, chyba znaleźlismy kryjówkę Kola!- zwołał nagle Damon. O wilku mowa, pomyslała Lucy w tym samym momencie. 
Kryjówką Kola, okaząły się być ruiny jakichs podziemi. Jedyne, co widać było na powierzchni to stare, wysłużone schody, a dalej tylko ciemnosć. No tak, typowo wampirskie klimaty. Lucy wiedziała, że wampiry nie są takie jak opisywano je w Draculi, ale wiele razy była zaskakiwana, jak bardzo podobny mają gust. 
- Ja wejdę, wy zostańcie. Jesli nie wrócę za pół godziny, szukajcie mnie- nakazała Lucy, a nikt nie wyraził sprzeciwu, więc dziewczyna drżąc na całym ciele zaczęła schodzić po schodach w dół. Przez kilka minut błądziła w ciemnosciach, ale następnie jej oczom ukazały się rozswietlające korytarz pochodnie. Było tu zimno, a cegły z których zbudowano wąski korytarz przywodziły na mysl wszystkie pospolite horrory, których Lucy nigdy się nie bała. Ale teraz jednak zaczęła. Pierwszy raz bała się tego, co ją spotka. Pierwszy raz bała się wampira. Zawsze jedynym co czuła, była odraza do tych stworzeń.
W końcu tuż przed nią zamajaczyły kraty. Zdrowy rozsądek podpowiedział Lucy, że to tam musi być Every. Brunetka przyspieszyła momentalnie. Nie myliła się. Za kratami leżała Everly. Jej oczy były otwarte, przez co dokładnie widać w nich było ból. Miała na sobie obdarte, brudne od krwi ciuchy, odkrywające sporo jej posiniaczonego ciała. Miała wiele zadrapań i zadarć przez co prezentowała się okropnie. 
Lucy uklękła przed kratami i złapała przyjaciółkę za rękę, przeciskając dłoń przez krarty.
- Everly! Nie bój się, wyciągnę cię stąd. Wszystko będzie dobrze- mówiła Lucy, ale ciężko było jej uwierzyć w jej własne słowa. 
Everly powoli uniosła na nią wzrok.
- Lucy...nie...to...pułapka- zdąrzyła wydyszeć, ale w tym samym momencie cos przycisnęło mocno Lucy do sciany, pozbawiając kontaktu z Everly. 
Już po chwili Lucy była w stanie spojrzeć w stalowe tęczówki Kola Mikaelsona. 
- No, już myslałem, że nie przyjdziesz- powiedział Kol, cmokając ze zniecierpliwieniem.
- Zostaw ją. Weź mnie, ale ją pusć- zarządała Lucille, choć wiedziała, że targowanie się z Pierwotnym nie było czyms mądrym.
- Wiedziałem, że tak powiesz i szczerze mówiąc, tylko na to czekałem- wyszeptał jej do ucha, a Lucille robiło się niedobrze na mysl o takiej bliskosci między nią a Kolem. 
- Co takiego?
- Mam zamiar zastosować się do twojej prosby, Widzisz, ktos powiedział mi o tobie bardzo ciekawe rzeczy, dlatego ta mała blondyneczka miała być tylko przynętą, by cię tu sprowadzić. 
- Wypusć ją- warknęła przez zęby Lucy, mimo iż wiedziała, że w sytuacji, w jakiej się znajduje, nie miałaby szans z pierwotnym.
- Ależ oczywiscie, że wypuszczę. Nie powiedziałem ci przed chwilą, że nie potrzebuję jej, a ciebie?- zapytał Kol, usmiechając się zawadiacko, a Lucille nie marzyła o niczym innym jak o zmyciu mu tego usmieszku z twarzy. - Wypusć ją- powiedział w stronę ciemnosci Kol, odwracając wzrok od Lucy.
Osoba, która wyszła z mroku, by uwolnić Everly przyprawiła Lucy o palpitację serca. To niemożliwe, to nie może być prawda, jęczała sama do siebie w myslach Lucy, spoglądając na pomocnika Kola.