Lucy poczuła, jak jej ciało przeszywa dreszcz przerażenia. Od razu sięgnęła do tylnej kieszeni, gdzie trzymała pocisk z werbeną, ale wampir tylko pokręcił głową z nieodgadnionym uśmiechem na twarzy.
- Nie próbowałbym - powiedział niskim głosem z mocnym akcentem.
- Bo co? Zabijesz mnie, tak jak to zrobiłeś z moimi przyjaciółmi? - syknęła z podrażnieniem, nie zabierając ręki z pocisku w kieszeni jeansów.
- Jeśli mnie do tego zmusisz - odparł.
- Czego ode mnie chcesz?
- Porozmawiać. - Kol przeszywał ją wzrokiem, jednak dziewczyna ani myślała poddać się temu spojrzeniu. Wpatrywała się w niego z coraz to większą pogardą.
- Nie wdaję się w pogawędki z potworami - odparowała, ściągając brwi.
- Doprawdy? To co w tym momencie robisz? - Pierwotny przekrzywił głowę, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Lucy podejrzewała, że skoro nie ma zamiaru jej na razie zabijać, to chce się na niej pożywić.
Skoro takie są zasady tej gry, to w to wchodzę, pomyślała Lucy i odwzajemniła uśmiech, robiąc krok w przód.
- No więc dobrze. Porozmawiajmy.
Przez moment pierwotny wydał się łowczyni zmieszany, ale mogłoby to być równie dobrze złudzenie, ponieważ od razu odzyskał pewność siebie.
- Masz zamiar mnie zabić? - To pytanie zbiło Lucy z pantałyku, ale nie dała po sobie tego poznać. Wywróciła oczami i zbliżyła się jeszcze o krok. - Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności - dodał z uśmiechem, odsłaniając kły, które wysunęły się na myśl o krwi.
- Jak sobie życzysz - syknęła, po czym natychmiast rzuciła w jego twarz pocisk z werbeną. Odwróciła się i zaczęła uciekać.
Wampir wydał z siebie zduszony krzyk, ponieważ werbena go poparzyła. Dziewczyna wiedziała, że to go spowolni. Jednak miała również świadomość tego, że nie jest w stanie daleko uciec, musiała więc natychmiast coś wymyślić.
Biegnąc tak w ciemnościach, zdołała tylko zauważyć, że znajduje się pomiędzy drzewami, w lesie. Przyśpieszyła, ale nie dane jej było zachować dopiero co wyrobionej prędkości, bo niespodziewanie straciła grunt pod nogami. Impulsywnie pisnęła, przerażona sytuacją, w której się znalazła.
Starała się wymacać dłońmi cokolwiek, co dałoby jej wskazówki odnośnie miejsca, w którym była, a raczej do którego wpadła. W końcu natknęła się na coś w rodzaju gałki od drzwi. Pociągnęła za ów przedmiot, a gdy jej oczy trochę przystosowały się do ciemności, była w stanie dostrzec wąski tunelik. Nie wiedziała, gdzie prowadzi (albo czy w ogóle gdzieś prowadzi), ale była świadoma, że nie wydostanie się z dziury inaczej jak tą drogą. A nawet jeżeli udałoby się jej wspiąć, mogłaby natrzeć się na Pierwotnego. Wzięła więc głęboki oddech i wsunęła się do tunelu.
Everly ze zdziwieniem uświadomiła sobie, w jakiej znalazła się sytuacji.
- Stop! - krzyknęła, a Damon odkleił się od jej szyi, którą tak namiętnie i zapamiętale całował.
- Psujesz chwilę - wymruczał jej do ucha, po czym przyciągnął ją do siebie. Łowczyni nie wiedziała, jakim cudem w ogóle było możliwe, że znaleźli się jeszcze bliżej.
- Co my wyprawiamy?
- Opisać ci w szczegółach, czy wystarczą ci takie słowa jak "gra wstępna"? - Wampir w końcu oderwał się od pieszczot i spojrzał swoim przenikliwym, czarnym wzrokiem na drobną Everly. Uśmiechał się tak szarmancko, że dziewczyna nieomal zapominała, z kim ma do czynienia.
- Damon... - wyszeptała, a uśmiech zniknął z jej drobnej twarzy. Wydawało jej się dziwne, jak szybko zniknęło to pożądanie, którego przed paroma chwilami nie mogła ujarzmić.
- Jeszcze bourbonu? - zaproponował i zniknął Everly sprzed oczu.
- Powinnam cię zabić. Po to tu właśnie przyjechałam - zaczęła powoli, opadając na sofę. - Dlaczego mącisz mi w głowie? Dla własnego bezpieczeństwa?
- Nie możesz po prostu zaakceptować faktu, że jesteś atrakcyjna?
- Jestem łowczynią.
- Atrakcyjną łowczynią - powiedział znad szklanki bourbonu. Everly potrząsnęła głową i pospiesznie do niego podeszła.
- Robisz to specjalnie. Omamiasz mnie, taki mają urok wampiry. Ale ja się temu nie poddam.
- To czemu stoisz tutaj przede mną bez swojej koszulki? - odparł zaczepnie, zbliżając się na odległość kilkunastu centymetrów.
Zanim dziewczyna zdążyła coś odpowiedzieć, drzwi główne się otworzyły, a w progu stanął przystojny brunet średniego wzrostu. Miał wysokie kości policzkowe i klasyczny prosty nos, ale wydawał się naprawdę pociągający. Dopiero gdy spojrzała mu w oczy, coś sobie uświadomiła.
- Witaj, braciszku - zaświergotał Damon z przymrużonymi oczami, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Everly do tej pory wątpiła, czy ten wampir kiedykolwiek umiał przybrać poważną minę. Jednak kiedy spojrzała na Damona po słowach jego brata, zmieniła zdanie.
- Pierwotni znowu mieszają. Przed chwilą natknąłem się na Kola. Chciał dogonić jakąś dziewczynę, ale stanąłem mu na drodze. Niestety... nie na długo. - Przybysz wyrzucił z siebie słowa bardzo pospiesznie, jednak mimo to głos miał stonowany i spokojny.
Dopiero teraz Everly dostrzegła w jakim stanie jest brat Damona. Rozczochrane włosy i wyświechtana koszulka mogłyby świadczyć tylko o tym, że wdał się z kimś w bójkę albo o tym, że wrócił właśnie ze spotkania z bardzo ostrą laską. Nie wyglądał na takiego jak Damon, więc Everly stawiała na tę pierwszą opcję z bójką. Mężczyzna sprawiał wrażenie bardziej rozważnego, stanowczego.
- Jaką dziewczynę chciał dogonić? - spytała, zakładając koszulkę.
- Pierwszy raz ją widziałem. Długie ciemne włosy, duże kocie oczy... Nie wyglądała na osobę niezapoznaną z nadnaturalnymi istotami - odpowiedział jej ciemnowłosy, wchodząc głębiej do pomieszczenia. Dopiero teraz na dłużej zatrzymał na niej wzrok. To dlatego że wcześniej była w samym biustonoszu, czy dlatego że zadała to pytanie, zwracając na siebie uwagę?
- Lucy - wyszeptała, a przerażenie zaczęło się w niej gromadzić z każdą sekundą coraz bardziej. - Lucy, moja przyjaciółka, z którą tu przyjechałam, wspominała mi, że naszych przyjaciół zabił właśnie Pierwotny. I jestem prawie pewna, że wymówiła imię "Kol". O mój Boże, czy to możliwe, że coś mogło jej się stać?
Łowczyni zaskoczyła samą siebie. Po co wypowiadała to pytanie na głos? Dobrze znała odpowiedź. W końcu jej przyjaciółka sama chciała rozprawić się z tym Pierwotnym, który pozbawił życia jej chłopaka i resztę paczki.
- Chodźmy jej poszukać - zakomenderował brunet. Everly spojrzała na niego jak na wariata.
- Wy... pomożecie mi? Przecież jestem łowczynią. Dziwne, że jeszcze się ze mną nie rozprawiliście - stwierdziła zdezorientowana.
- Stefan nie jest skłonny zabijać ludzi, woli ich najpierw poznać i ocenić, czy warto ich pozbawiać żywotu - odparł Damon z wyczuwalną kpiną w głosie.
- Racja - potwierdził Stefan, po raz pierwszy uśmiechając się podczas ich rozmowy. - Zupełnie odwrotnie jest z tobą. Ale widocznie ta łowczyni musiała nieźle zakręcić ci w głowie.
Damon spojrzał na niego, jakby chciał nim rzucić o ścianę, ale Everly nie roztrząsała, dlaczego tak zrobił ani tego, co powiedział Stefan. Była zbyt zaabsorbowana losem swojej przyjaciółki.
- Pomożecie mi? - powtórzyła swoje pytanie, kierując je bardziej w kierunku tego milszego brata.
- Zrobimy, co się da. Możesz mi wierzyć lub nie, ale również chcemy się pozbyć Pierwotnych. Jeszcze nie doszliśmy do tego jak, ale...
- Zrobicie wszystko, co się da - dokończyła, powtarzając jego własne słowa. Uśmiech Stefana zmienił się ze sztucznego i wymuszonego na przyjazny, co było dziwnym zjawiskiem u wampira, przynajmniej z perspektywy Everly.
Damon minął dziewczynę bez słowa i wyszedł przez drzwi frontowe. Chociaż wyszedł to może złe słowo, dlatego że użył do tego swojej wampirzej mocy pędu, a Everly po sekundzie straciła go z oczu. Była kompletnie zdezorientowana i poirytowana zachowaniem wampira, co zaskakiwało ją w wielkim stopniu, ale była zmuszona zająć się losem swojej przyjaciółki, a nie relacją z krwiopijcą.
Everly wzięła głęboki oddech i wyszła z domu braci Salvatore, a za nią udał się milczący Stefan.
Jedyne, o czym pomyślała, zanim nacisnęła klamkę, to nadzieja, że nie były zamknięte. Wzięła głęboki oddech i... drzwi wydały charakterystyczny odgłos, który świadczył o tym, że się otwierają. Pchnęła je mocno w przód, wchodząc do dużej jaskini, praktycznie pustej. Gdzieniegdzie były porozrzucane jakieś pudła, a w rogu stała lampa, która rzucała jedyne światło w pomieszczeniu.
- Kim jesteś? - usłyszała pytanie, ale nie widziała twarzy osoby, która je wypowiedziała.
- Lucille Liar. - Nie wiedziała, czy za dużo nie ryzykuje, przedstawiając się. - Mogłabym wiedzieć, gdzie się znajduję? - spytała odważnie, mimo że nie wiedziała, z kim rozmawia.
- Jesteś w Jamie - usłyszała męski, zachrypnięty głos, który brzmiał dość uroczo.
- Kim ty jesteś? - Lucy zbyła w głowie pytanie, które jej się nasunęło, na temat tego, czym jest Jama. Zadała natomiast to, które wydawało się być bardziej kluczowym w tym momencie.
Z cienia wyłonił się pokaźnej postury mężczyzna o ciemnych włosach i ostrych, ale chłopięcych rysach twarzy. W tak kiepskim świetle, nie dało się po jego twarzy precyzyjnie ocenić, ile miał lat. Lucy obstawiała dwadzieścia trzy, cztery.
- Jestem Caleb - odparł niepewnie, ściągając brwi.
- Proszę, proszę! - Lucy usłyszała kolejny głos, zanim zdążyła coś odpowiedzieć, i ujrzała drugą osobę, wyłaniająca się z ciemności. Prawdopodobnie wyszła z jakiegoś przejścia, którego dziewczyna nie była w stanie dostrzec. - Witamy w naszym gronie kolejnego łowcę!
- Skąd wiesz, że jestem łowczynią? - zdziwiła się Lucy, przyglądając się niewiele starszej od siebie dziewczynie. Wyglądała na chłopczycę, mimo to wyraz twarzy miała dziennie uroczy. To nie było dobre dopasowanie.
- Jestem w stanie wyczuć swoich - odparła z uśmiechem, który wydał się Lucy nieszczery.
- Wy też jesteście łowcami? - Brunetka nie była w stanie ukryć zaskoczenia.
- Mystic Falls kryje więcej tajemnic, niż myślimy - wychrypiał Caleb.
Julss
Wampir wydał z siebie zduszony krzyk, ponieważ werbena go poparzyła. Dziewczyna wiedziała, że to go spowolni. Jednak miała również świadomość tego, że nie jest w stanie daleko uciec, musiała więc natychmiast coś wymyślić.
Biegnąc tak w ciemnościach, zdołała tylko zauważyć, że znajduje się pomiędzy drzewami, w lesie. Przyśpieszyła, ale nie dane jej było zachować dopiero co wyrobionej prędkości, bo niespodziewanie straciła grunt pod nogami. Impulsywnie pisnęła, przerażona sytuacją, w której się znalazła.
Starała się wymacać dłońmi cokolwiek, co dałoby jej wskazówki odnośnie miejsca, w którym była, a raczej do którego wpadła. W końcu natknęła się na coś w rodzaju gałki od drzwi. Pociągnęła za ów przedmiot, a gdy jej oczy trochę przystosowały się do ciemności, była w stanie dostrzec wąski tunelik. Nie wiedziała, gdzie prowadzi (albo czy w ogóle gdzieś prowadzi), ale była świadoma, że nie wydostanie się z dziury inaczej jak tą drogą. A nawet jeżeli udałoby się jej wspiąć, mogłaby natrzeć się na Pierwotnego. Wzięła więc głęboki oddech i wsunęła się do tunelu.
***
Everly ze zdziwieniem uświadomiła sobie, w jakiej znalazła się sytuacji.
- Stop! - krzyknęła, a Damon odkleił się od jej szyi, którą tak namiętnie i zapamiętale całował.
- Psujesz chwilę - wymruczał jej do ucha, po czym przyciągnął ją do siebie. Łowczyni nie wiedziała, jakim cudem w ogóle było możliwe, że znaleźli się jeszcze bliżej.
- Co my wyprawiamy?
- Opisać ci w szczegółach, czy wystarczą ci takie słowa jak "gra wstępna"? - Wampir w końcu oderwał się od pieszczot i spojrzał swoim przenikliwym, czarnym wzrokiem na drobną Everly. Uśmiechał się tak szarmancko, że dziewczyna nieomal zapominała, z kim ma do czynienia.
- Damon... - wyszeptała, a uśmiech zniknął z jej drobnej twarzy. Wydawało jej się dziwne, jak szybko zniknęło to pożądanie, którego przed paroma chwilami nie mogła ujarzmić.
- Jeszcze bourbonu? - zaproponował i zniknął Everly sprzed oczu.
- Powinnam cię zabić. Po to tu właśnie przyjechałam - zaczęła powoli, opadając na sofę. - Dlaczego mącisz mi w głowie? Dla własnego bezpieczeństwa?
- Nie możesz po prostu zaakceptować faktu, że jesteś atrakcyjna?
- Jestem łowczynią.
- Atrakcyjną łowczynią - powiedział znad szklanki bourbonu. Everly potrząsnęła głową i pospiesznie do niego podeszła.
- Robisz to specjalnie. Omamiasz mnie, taki mają urok wampiry. Ale ja się temu nie poddam.
- To czemu stoisz tutaj przede mną bez swojej koszulki? - odparł zaczepnie, zbliżając się na odległość kilkunastu centymetrów.
Zanim dziewczyna zdążyła coś odpowiedzieć, drzwi główne się otworzyły, a w progu stanął przystojny brunet średniego wzrostu. Miał wysokie kości policzkowe i klasyczny prosty nos, ale wydawał się naprawdę pociągający. Dopiero gdy spojrzała mu w oczy, coś sobie uświadomiła.
- Witaj, braciszku - zaświergotał Damon z przymrużonymi oczami, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy. Everly do tej pory wątpiła, czy ten wampir kiedykolwiek umiał przybrać poważną minę. Jednak kiedy spojrzała na Damona po słowach jego brata, zmieniła zdanie.
- Pierwotni znowu mieszają. Przed chwilą natknąłem się na Kola. Chciał dogonić jakąś dziewczynę, ale stanąłem mu na drodze. Niestety... nie na długo. - Przybysz wyrzucił z siebie słowa bardzo pospiesznie, jednak mimo to głos miał stonowany i spokojny.
Dopiero teraz Everly dostrzegła w jakim stanie jest brat Damona. Rozczochrane włosy i wyświechtana koszulka mogłyby świadczyć tylko o tym, że wdał się z kimś w bójkę albo o tym, że wrócił właśnie ze spotkania z bardzo ostrą laską. Nie wyglądał na takiego jak Damon, więc Everly stawiała na tę pierwszą opcję z bójką. Mężczyzna sprawiał wrażenie bardziej rozważnego, stanowczego.
- Jaką dziewczynę chciał dogonić? - spytała, zakładając koszulkę.
- Pierwszy raz ją widziałem. Długie ciemne włosy, duże kocie oczy... Nie wyglądała na osobę niezapoznaną z nadnaturalnymi istotami - odpowiedział jej ciemnowłosy, wchodząc głębiej do pomieszczenia. Dopiero teraz na dłużej zatrzymał na niej wzrok. To dlatego że wcześniej była w samym biustonoszu, czy dlatego że zadała to pytanie, zwracając na siebie uwagę?
- Lucy - wyszeptała, a przerażenie zaczęło się w niej gromadzić z każdą sekundą coraz bardziej. - Lucy, moja przyjaciółka, z którą tu przyjechałam, wspominała mi, że naszych przyjaciół zabił właśnie Pierwotny. I jestem prawie pewna, że wymówiła imię "Kol". O mój Boże, czy to możliwe, że coś mogło jej się stać?
Łowczyni zaskoczyła samą siebie. Po co wypowiadała to pytanie na głos? Dobrze znała odpowiedź. W końcu jej przyjaciółka sama chciała rozprawić się z tym Pierwotnym, który pozbawił życia jej chłopaka i resztę paczki.
- Chodźmy jej poszukać - zakomenderował brunet. Everly spojrzała na niego jak na wariata.
- Wy... pomożecie mi? Przecież jestem łowczynią. Dziwne, że jeszcze się ze mną nie rozprawiliście - stwierdziła zdezorientowana.
- Stefan nie jest skłonny zabijać ludzi, woli ich najpierw poznać i ocenić, czy warto ich pozbawiać żywotu - odparł Damon z wyczuwalną kpiną w głosie.
- Racja - potwierdził Stefan, po raz pierwszy uśmiechając się podczas ich rozmowy. - Zupełnie odwrotnie jest z tobą. Ale widocznie ta łowczyni musiała nieźle zakręcić ci w głowie.
Damon spojrzał na niego, jakby chciał nim rzucić o ścianę, ale Everly nie roztrząsała, dlaczego tak zrobił ani tego, co powiedział Stefan. Była zbyt zaabsorbowana losem swojej przyjaciółki.
- Pomożecie mi? - powtórzyła swoje pytanie, kierując je bardziej w kierunku tego milszego brata.
- Zrobimy, co się da. Możesz mi wierzyć lub nie, ale również chcemy się pozbyć Pierwotnych. Jeszcze nie doszliśmy do tego jak, ale...
- Zrobicie wszystko, co się da - dokończyła, powtarzając jego własne słowa. Uśmiech Stefana zmienił się ze sztucznego i wymuszonego na przyjazny, co było dziwnym zjawiskiem u wampira, przynajmniej z perspektywy Everly.
Damon minął dziewczynę bez słowa i wyszedł przez drzwi frontowe. Chociaż wyszedł to może złe słowo, dlatego że użył do tego swojej wampirzej mocy pędu, a Everly po sekundzie straciła go z oczu. Była kompletnie zdezorientowana i poirytowana zachowaniem wampira, co zaskakiwało ją w wielkim stopniu, ale była zmuszona zająć się losem swojej przyjaciółki, a nie relacją z krwiopijcą.
Everly wzięła głęboki oddech i wyszła z domu braci Salvatore, a za nią udał się milczący Stefan.
***
W pewnym momencie sklepienie było już tak wysoko, że dziewczyna mogła się wyprostować. Zrobiła piętnaście kroków, gdy ku jej zdziwieniu ukazał się ostry skręt dróżki w lewo. Kiedy zza niego wyszła, stanęła przed wielkimi metalowymi drzwiami.
W tajemniczym tunelu było mokro i zimno. Na początku Lucy musiała się czołgać, dlatego teraz była cała ubrudzona wilgotną ziemią. Później przejście zaczynało się poszerzać, a grunt stopniowo zmieniał się w utartą ścieżkę, jakby ktoś szykował tę drogę do konkretnego celu. Może to była forma ucieczki z jakiegoś miejsca? Albo do, przemknęło przez myśl Lucy.
Dziewczyna nie wiedziała, jak długo znajduje się pod ziemią i starała się o tym nie myśleć. Przez chwilę jednak zastanawiała się, czy nie zawrócić. Możliwe, że Pierwotny już sobie odpuścił i zniknął. A nawet jeśli dalej tam na nią czekał i musiałaby się z nim zmierzyć, zdawałoby się to lepszą opcją od tej, którą wybrała.
Dobrze, że na moim miejscu nie ma Everly. Dziewczyna by oszalała przez klaustrofobię, pomyślała Lucy. Everly była teraz dla niej najważniejszą osobą. Jedynym człowiekiem, któremu ufa i jedynym człowiekiem, który wie na jej temat tak dużo. Musi się stąd wydostać choćby dla niej. Obie są uzupełnieniem siebie i jedna bez drugiej nie potrafiłaby tak dobrze funkcjonować. Mając tę świadomość, Lucy była bardzo zdeterminowana i wiedziała, że nie może się poddawać. Zaczęła liczyć kroki.
Jedyne, o czym pomyślała, zanim nacisnęła klamkę, to nadzieja, że nie były zamknięte. Wzięła głęboki oddech i... drzwi wydały charakterystyczny odgłos, który świadczył o tym, że się otwierają. Pchnęła je mocno w przód, wchodząc do dużej jaskini, praktycznie pustej. Gdzieniegdzie były porozrzucane jakieś pudła, a w rogu stała lampa, która rzucała jedyne światło w pomieszczeniu.
- Kim jesteś? - usłyszała pytanie, ale nie widziała twarzy osoby, która je wypowiedziała.
- Lucille Liar. - Nie wiedziała, czy za dużo nie ryzykuje, przedstawiając się. - Mogłabym wiedzieć, gdzie się znajduję? - spytała odważnie, mimo że nie wiedziała, z kim rozmawia.
- Jesteś w Jamie - usłyszała męski, zachrypnięty głos, który brzmiał dość uroczo.
- Kim ty jesteś? - Lucy zbyła w głowie pytanie, które jej się nasunęło, na temat tego, czym jest Jama. Zadała natomiast to, które wydawało się być bardziej kluczowym w tym momencie.
Z cienia wyłonił się pokaźnej postury mężczyzna o ciemnych włosach i ostrych, ale chłopięcych rysach twarzy. W tak kiepskim świetle, nie dało się po jego twarzy precyzyjnie ocenić, ile miał lat. Lucy obstawiała dwadzieścia trzy, cztery.
- Jestem Caleb - odparł niepewnie, ściągając brwi.
- Proszę, proszę! - Lucy usłyszała kolejny głos, zanim zdążyła coś odpowiedzieć, i ujrzała drugą osobę, wyłaniająca się z ciemności. Prawdopodobnie wyszła z jakiegoś przejścia, którego dziewczyna nie była w stanie dostrzec. - Witamy w naszym gronie kolejnego łowcę!
- Skąd wiesz, że jestem łowczynią? - zdziwiła się Lucy, przyglądając się niewiele starszej od siebie dziewczynie. Wyglądała na chłopczycę, mimo to wyraz twarzy miała dziennie uroczy. To nie było dobre dopasowanie.
- Jestem w stanie wyczuć swoich - odparła z uśmiechem, który wydał się Lucy nieszczery.
- Wy też jesteście łowcami? - Brunetka nie była w stanie ukryć zaskoczenia.
- Mystic Falls kryje więcej tajemnic, niż myślimy - wychrypiał Caleb.
***
Kochani, przepraszam, że tak późno. Kompletnie nie miałam czasu dla laptopa, poza tym mam cholerne problemy z internetem, którego najzwyczajniej w świecie NIE MA. Korzystam z przenośnego, a on jest wolniejszy niż ślimak. Rozdział nie jest do końca dopracowany, chyba miał wyjść trochę inaczej, ale wszystko potoczyło się, jak się potoczyło. Poczułam impuls, który kazał mi wprowadzić do opowiadania kilku ludzi po fachu. Po co dwie nastolatki mają same się zmagać z Pierwotnymi i robić sobie coraz to większe kłopoty?
Mam nadzieję, że pomimo kiepskiej formy, rozdział się Wam spodobał. :) Obiecuję, że jakiekolwiek błędy językowe czy interpunkcyjne poprawię jutro. A na tę chwilę: jeżeli takowe się pojawią, to przepraszam najmocniej.
Julss